Pewna Dusza strasznie płakała. Człowiek, którego chciała prowadzić, nieustannie przed Nią uciekał.
Miał wrażliwe serce.
Kiedy tylko się zbliżała, jego serce zaczynało drżeć i wilgotnieć. Bardzo się bał tych wrażeń, więc zaciskał serce z całej siły, w czym pomagały mu kieliszek pełen ognia i rubaszne żarty.
Śmiał się najgłośniej w całej wsi.
Był pierwszy do picia od świtu.
Wszystko po to, by nikt nie zobaczył, kim jest w swojej istocie.
A jedynym, czego chciała Dusza,było przytulić go i wyszeptać, że kocha w nim to wszystko, co mężczyzna chce ukryć.
Im bardziej Mężczyzna uciekał, tym bardziej siebie nienawidził.
Pewnego dnia, gdy leżał w rowie po kolejnej upojnej nocy i nie mógł się podnieść, kucnęła przy nim i zaczęła płakać nad jego zamkniętym sercem.
Na ogół dusze są niewidzialne, ale raz na tysiąc dusz, zdarza się, że dusza płacze nie łzami, lecz miłosnym ogniem. Tak bywa, gdy dusza cierpi na zapalenie duszy.
Zapalenie duszy to stan rozpalonej do białego światła Miłości. Tak gorącej, że wypala nawet pamięć i ukazuje to, co niewidzialne dla ludzkiego oka.
Ogniste łzy kapały wprost do pełnego blizn serca Mężczyzny.
Każda łza Duszy sprawiała, że umierał, tak bardzo bolały go wspomnienia zranień z przeszłości. A jeszcze bardziej to, co o sobie myślał.
"Jestem nędznym, śmierdzącym ścierwem. Oto, co ze mnie zostało. Oto, kim jestem. Nie chcę żyć."
Jego serce załkało i skurczyło się do wielkości małej popsutej zabawki rzuconej w kąt.
Mężczyzna otworzył oczy i rozejrzał się w poszukiwaniu szkła, którym mógłby zadać sobie ostatnią śmiertelną ranę. Taką, która raz na zawsze pozwoliłaby mu na nieczucie i niemyślenie, potężniejsze niż kolejne dni zaprawiane wódą.
Byl już bardzo sobą zmęczony.
Szkło było ostre, a skóra na dłoniach miękka i wilgotna od potu.
I wtedy po raz pierwszy w życiu zobaczył Duszę.
Stała nad nim i płakała.
W ręku trzymała popsuty latawiec, który nie chciał polecieć do nieba.
Dusza była smutnym siedmioletnim chłopcem wiecznie czekającym na swojego pijanego tatusia. W swej wierności chłopiec był wytrwalszy niż najwierniejszy pies.
Chłopiec spojrzał na Mężczyznę, uśmiechnął się poprzez łzy i szepnął:
"Jak dobrze tatusiu, że wróciłeś. Naprawisz mój latawiec?"
Oniemiały Mężczyzna wyciągnął żylastą dłoń i przysunął zniszczony latawiec pod oczy.
Zapłakał.
Tym, co trzymał w dłoni, było jego własne serce pełne pęknięć i dziur. Nie mogło nigdzie polecieć od lat. Tak jak mały smutny chłopiec, który przed nim stał, czekając na wspólnie spędzone życie.
Niewidzialne kleszcze ścisnęły gardło Mężczyzny, ale mimo to spojrzał na chłopca i powiedział:
"Chodź synku. Naprawimy go. Polecimy do samego nieba."
Przytulił chlopca do swojego przepoconego brudnego ciała i po raz pierwszy od wielu lat poczuł, że po jego policzkach płyną łzy.
To był pierwszy dzień jego nowego życia.
Życia z Duszą.
I życia z czułym zranionym sercem, które śpiewało w jego piersiach piosenkę o podniebnych lotach. O lotach ku Miłości.
Pierwszą i ostatnią odpowiedzią na wszystkie nasze pytania jest MIŁOŚĆ.
To z Niej jesteśmy utkani.
Maja Wąsala
Edyta Wylot